2 ZDJĘCIA. Zabudowa łanowa na warszawskiej Białołęce. (Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.pl) Jak mieszkasz Polsko Jak mieszkasz Warszawo mieszkania w Warszawie mieszkanie warszawa Bielscy policjanci zatrzymali mężczyznę, który zawiesił list z fekaliami na bramie cmentarza żydowskiego w Bielsku-Białej. Grozi mu do 3 lat więzienia. Obraźliwy list skierowany do społeczności żydowskiej pojawił się na bramie cmentarza przy ul. Cieszyńskiej w minioną sobotę. Śledczy zabezpieczyli między innymi monitoring obejmujący teren cmentarza, a także monitoring Fryzury odmładzające dla 50-latek idealne na lato 18.11.2023. js. Posted: 18 listopada 2023 | Last updated: 18 listopada 2023 który kształt twarzy masz, aby odpowiednio wybrać nową 50 latek masz juz na karkuBernardeta Kowalska LATKA - Ralph Kaminski "Zabawa, zabawa trwa Jak latem nad rzeczką Loire Zakochaj, zakochaj się I kiedyś zabiorę cię Nadal mi wolno, nadal jest czas I tylko w myślach zaklinam go Jeszcze nie teraz, jeszcze za dzień Już w Nagasaki," Dziś w magiczny wiek swój wchodzisz, stąd życzenia ślę mój drogi: zdrowia, szczęścia i miłości, doznań wielu i radości.Choć 50 lat minęło wciąż tak samo - Życzenia / 50 Urodziny Mam na karku kaszaka od kilku lat,do szlo do zapalenia,dostalam2 antybiotyki na tydzien.Niestety bede musiala czekac na usuniecie go conajmniej kilka miesiecy.Mieszkam w Irlandii .Chcialabym wiedziec czy to co zalecil mi tu lekarz ogolny,czyli branie 2 antybiotykow,a jak peknie kaszak to sama powinnam wycisnac czesc tresci kaszaka i dalej potem brac antybiotyki.W google przeczytalam ze trzeba Moment kiedy masz pięćdziesiątkę na karku, a za chwilę ma się spełnić Twoje największe marzenie - bezcenny! Ja, pasjonatka tropienia historii przypraw i potraw oraz smaczliwości świata, na warsztatach w najbardziej prestiżowej szkole kulinarnej! Le Cordon Bleu Paris, London Życzcie mi proszę powodzenia! C.d.n😄 Moja przygoda z 6Mpx3. Największe kace swojego życia miałem zawsze na Wschodzie. Pamiętam jak ostro zmiękczony, chwiejąc się nieco nad pisuarem, gdzieś na Ukrainie, usłyszałem: “Jebany Polak”. I już, przyznaję, chciałem bić w ryj, za polski Lwów (w końcu rządzą nami trumny), za biało – czerwoną na maszcie, kiedy zorientowałem się, że słowa te nie są skierowane do mnie tylko do nieco osłabionego przedstawiciela naszej nacji, który zasnął na kiblu i obrzygał sobie spodnie. Siedział, ale nadal w ręku trzymał butelkę wódki marki Lex. Pokiwaliśmy z kolegą Ukraińcem z uznaniem głowami nad takowym ordalium, któremu dobrowolnie poddał się ten zawodnik, i wymieniliśmy kilka internacjonalnych uwag o twardych głowach braci Słowian. Po czym umyliśmy ręce. Pamiętam, jak pewnego dnia w Kijowie zaczął padać deszcz. Mieszkaliśmy tam na pierwszym piętrze rozsypującej się kamienicy, gdzie piętro pod nami przed drzwiami były dwie kamery i długo z kolegą Marcinem dyskutowaliśmy, czy mieści się tam dom publiczny z wyjątkowo bezpiecznym seksem czy po prostu ktoś ma wysoko postawione standardy jeśli chodzi o swoje bezpieczeństwo. Chałupa miała wielkie okno na ulicę i miniaturowy balkon. Siedzieliśmy na nim, piliśmy wódkę, a dookoła lało. To była taka letnia burza, gdzie woda jest ciepła, noc jest ciepła i masz ochotę wyjść na ulicę, wznieść głowę do nieba i czuć jak po tobie spływa deszcz. W 20 minut na ulicy było wody po pas. Wylewała się z samochodów, ludzie brodzili w niej jak w gigantycznym jeziorze. Studzienki nie wyrabiały. Później przeczytałem, że ulica przy której mieszkaliśmy nazywa się – o zachwycie! – Basenowa. W przypływie fantazji wleźliśmy do tej wody w klapkach, porozmawialiśmy chwilę z przechodzącymi akurat tubylcami, po czym wróciliśmy na górę. Kijów. Za chwilę wejdziemy do wody. Będzie jej więcej I mniej więcej godzinę później ogarnął nas żal odnośnie straconej okazji. Jakiż byłby to wypas, założyć jeszcze czepek, popłynąć do pobliskiej restauracji, wyjąć z gaci kartę i postawić kolejkę całej knajpie. Niestety, wody już nie było. Stracona życiowa szansa, następnym razem nie popełnię tego błędu. Pamiętam, jak wstałem pewnego ranka w Bukareszcie i na serio zacząłem się zastanawiać czy nie dopadł mnie jakiś pokątny seks analny, który nie wiadomo dlaczego łatwo było przegapić. Okazało się, że coś ugryzło mnie w nocy w dupę i naprawdę bałem się, że to mogły być pluskwy (są dwie siły niepowstrzymane, polski turysta i czerwonoarmista). Pamiętam, jak raz schodziłem ze schroniska na Piątce w Tatrach, bo spieszyłem się na mecz Euro 2012. Mogłem go obejrzeć w innym schronisku. I mniej więcej w połowie drogi zachciało mi się, hmmm…. Najprościej mówiąc, odczułem gwałtowną potrzebę fizjologiczną. A że ruch ludzi był spory i nie dało się tego załatwić na uboczu, bez ekspozycji pod tytułem ‘jeleń na rykowisku’, to zacząłem biec. Ależ jak ja schodziłem z tej góry!!! W jakim tempie!!! Śmigałem wręcz po kamieniach. Unosiłem się nad powierzchnią. Nie muszę mówić, że to był mój rekord zejścia. Ostatnie kilkaset metrów pokonałem biegiem. Jakże byłem szczęśliwy że toaleta jest wolna… Nie pamiętam kto grał w tym meczu, ale scenę ze schodzeniem pamiętam. Moi kumple też ją pamiętają. Pamiętam moment, jak siedzę w małym pubie gdzieś w centrum Lizbony, jest po północy, zamawiam gin z tonikiem, (bo ja zawsze jak nie wiem co mam zamówić to zamawiam dżin z tonikiem) a na minimalnej powierzchni 22-letnia piękna brunetka tańczy salsę z jurnym jak poseł Niesiołowski 65-latkiem w kaszkiecie oraz pięknej klasycznej marynarce w kratę, który przed momentem poprosił ja o taką uprzejmość. I obydwoje zaśmiewają się do rozpuku i bawią przy tym tak, jakby jutro miało nigdy nie nadejść. Tak, zgadzam się, wiele moich wspomnień jest powiązanych z alkoholem. Mówi się, że większość ludzkich problemów bierze się z pożądania erotycznego. Zaprawdę odpowiadam, że nie, w większość problemów wpadłem pijany albo na kacu, będąc gdzieś poza domem. Ale to wszystko we mnie zostanie. I zdychając będę miał to wszystko przed oczami. Ludzie jeżdżą w różnych celach. Żeby zrobić jedno zdjęcie. Psycholog Jacek Walkiewicz, którego bardzo szanuję, powiedział kiedyś coś takiego: Podróże kształcą? Tak, ale tylko wykształconych ludzi. Ludzie jadą do Egiptu, stoją pod piramidami i mówią: Patrz, jaka niska, wyższa się wydawała. I to jest koniec refleksji na temat 3 tysięcy lat historii. Jadą do Meksyku i na pytanie ‚Jak było?’ mówią: Meksyk jak Meksyk, ciepło było. (…) Bo teraz często nie jedzie się oglądać, smakować, doświadczać ludzi, jedzenia, etc. Jedzie się przede wszystkim zrobić jedno zdjęcie i wrócić. Żeby inni spojrzeli i zazdrościli. Double tap na insta i lecą serduszka. Czy podróż bez zdjęcia się liczy? Czy jeśli się coś zje i nie sfotografuje to zjedliśmy czy nie? Czy jeśli zjedliśmy i zapomnieliśmy, że zjedliśmy, to byliśmy w danym miejscu i czasie czy nie? Czy ten kadr utrwalony gdzieś na telefonie czy w chmurze jest ostatecznym dowodem naszej bytności? A może zapominamy pewne rzeczy, bo możemy liczyć na telefon? Że on nam zawsze przypomni? Nie wiem. Wiem, że mi żal takich osób. Jechać po to, aby się tylko pochwalić, że się gdzieś było to jak polizać sutek przez materiał i odejść. Jak za miłość uznać samogwałt. Jak za burgera to co podają w Macu. Tak jakby z książki przeczytać tylko jedną stronę. Żeby nie musieć podejmować decyzji. Wolność to w dzisiejszych czasach możliwość picia nieograniczonej ilości wódki, zażywania nieograniczonej ilości dopalaczy, seksu z kim się chce i możliwość kupienia rzeczy z Vitkaca. Tak jak to było u Himilsbacha: trzeba dużo pić i jebać, żeby się z nędzy wygrzebać. Wtedy można pewne rzeczy zagłuszyć. Na moment wyłączyć całe to pogubienie. Zagłuszyć pytania: w kim znaleźć oparcie jeśli wszystko jest bez sensu? No to seta. Jak sobie poradzić z samotnością? Druga seta i butelka wina do tego. Z presją świata? Piguła. Jak odróżnić iluzję od rzeczywistości, fejk od marmuru, silikon od ciepła ludzkiego dotyku? Trochę fety i jakoś pójdzie. Ja w tym celu wolę jeździć. Podróże to sposób na pustkę. Mój ojciec mając 30 lat miał już mnie. Ja, mając 30, lat byłem na etapie: gdzieś tutaj był mój pad od konsoli oraz ostatni kawałek pizzy. W sensie, priorytety jakby się nieco pozmieniały. Dojrzewa się dłużej. Podróże są odskocznią od podejmowania poważnych decyzji w życiu. Od decydowania. Co dalej. Z pracą. Z kobietą albo facetem. Z zaangażowaniem. Podróże to sposób na tęsknotę. Za życiem, które minęło, za miłością, która odeszła Są takie momenty w naszym życiu, które nas definiują. Zazwyczaj jest to szkoła. Później są to znajomi i przyjaciele. A później ludzie zastygają w swoich przyzwyczajeniach. I coraz częściej dostrzegają, że pewne sprawy są już dla nich pozamykane. Ostatnio rozmawiałem z kumplami przy tatarze i flakach po warszawsku z pulpetami o tym, kiedy wewnętrznie poczuliśmy, że przestaliśmy być młodzi. Padały różne odpowiedzi. Po liceum. Po studiach. Po narodzinach pierwszego dziecka. Ale ze wszystkich płynął jeden wniosek. Żaden z nas nie czuł się już młody. Zapytałem niedawno kumpelę o to, czemu jeździ. Odpowiedziała: “Czegoś szukam, przed czymś uciekam, coś znajduję, odświeżam emocje”. To często tęsknota za niemożliwym. Bywam smutna przez świadomość, że nic więcej już nie przeżyję. Pamiętam takie sytuacje ileś lat temu. Moja kamienica na Żelaznej znalazła się wtedy w rejestrze zabytków i przez długi czas mieliśmy zepsuty domofon. Konserwator się nie zgadzał na coś tam, żeby go naprawić. Kiedy przychodził do mnie D, musiałam iść po niego przez „studnię” do bramy wejściowej. Kiedy zamknę oczy widzę siebie. Mam ciemniejsze włosy i ubrana jestem w czarną sukienkę, dopasowaną w talii, szeroką do kolan. Jestem szczuplejsza i mniej umalowana. Pachnę Black Cashmere Donny Karan. Wychodzę na „studnię” i czuję zimny wieczór na policzkach. Jest we mnie radość, niepokój, wyczekiwanie, to ulotne poczucie, że oto właśnie dzieje się w moim życiu coś wyjątkowo pięknego. To jest miłość. Idę przez „studnię”, słychać echo moich kroków, jak to tylko słychać na małych podwórkach wysokich kamienic. Nie wiem jeszcze co będzie później. Nie wiem nic o przemocy, bólu i strachu. Idę do niego. Otwieram bramę. Spojrzenie na mnie, moje spojrzenie na niego. Idziemy razem do windy, gdzie trzyma mnie za rękę i odgarnia kosmyk włosów z mojej twarzy. Tak, że pamiętam do dziś jak przechodziły mnie dreszcze i krew pulsowała mi w ustach. Jak wypełniała mnie miłość. I ona ma dobrego mężczyznę pod bokiem, ale ciągle gdzieś wewnątrz tęskni za miłością, która odeszła i która już, jej zdaniem, druga taka nie nadejdzie. I aby zagłuszyć ten skurcz żołądka o czwartej nad ranem kupuje kolejny bilet na samolot. Podróże budują nas na nowo. Dwa lata temu o tej porze byłem jak bokser po walce z rozbitym ryjem, którego bandażują, a dla pewności jeszcze obwiązują srebrną taśmą power tape, po to, aby nie rozpadł się na kawałki. Zawsze tak jest, kiedy kończę książkę. Przez kilka miesięcy nie mogę dojść do siebie. Nie chce mi się pisać. Chce mi się pisać. Odrzuca mnie od klawiatury. Ciągnie mnie do klawiatury. Ja jestem z tego pokolenia, które jak nie pracuje to ma wyrzuty sumienia. Świetnie nadawałbym się na protestanta i do przybijania różnych tez do kościołów, gdyby nie to, że lubię wino oraz cycki. Whisky też lubię. Wtedy było jednak inaczej niż zazwyczaj. Naprawdę miałem dość. Myślałem jak w tym memie “I tak gonisz i gonisz te marzenia, a one spierdalają i spierdalają.” Stwierdziłem, że to czas, aby coś zmienić. I zmieniłem. W następnym roku wypoczywałem najwięcej od 20 lat. W kolejnym tak samo. Znów zacząłem podróżować. Na razie byłem w 30 krajach świata. Czasami wpadają mi przez przypadek w ręce zdjęcia z tych wyjazdów. Patrzę na nie i nie wierzę. To ja? To naprawdę ja? Całkiem nieźle wyglądałem. Taki opalony, szczupły, z włosami. Wyglądam teraz inaczej, ale i stałem się inny. Podróże uczą nas otwartości względem innych ludzi. Widzisz nagle, że ludzie są do siebie podobni. Mają te same tęsknoty, te same pragnienia, te same kompleksy. Uczą nas wyrozumiałości. Radzenia sobie z sytuacjami, z którymi wydaje się sobie nie poradzimy. Uczą nas cierpliwości. Bawią. Podróże sprawiają, że nasze horyzonty są szersze. Że rośnie nasza pewność siebie. Podróże nauczyły mnie zwracać uwagę na rzeczy naprawdę ważne. Bo przejmując się wszystkim w naszym życiu doprowadzamy się do stanu, kiedy nie czerpiemy z niego żadnych przyjemności. Obniżyły moje potrzeby. Wiem, że auto może być porysowane, bo auto jest od tego aby jeździć i przewieźć z punktu do punktu – nic więcej. Samochód nie musi być luksusowy. Nie musi błyszczeć pokryty ochronną ceramiką. Dzięki podróżom przypomniałem sobie, że galeria to sklep z obrazami. Nagle mam wrażenie, że życie na krótki moment przestało mi uciekać. Podróże to sposób na złapanie dystansu do siebie Będąc za granicą zażenowany jesteś nieustająco, i nieustająco wychodzisz na idiotę. Lecz po pewnym czasie ze zdumieniem odnotowujesz, że tak naprawdę wszyscy mają to w dupie, a 15 minut później nikt o tym nie pamięta. I jeśli uda ci się tę świadomość przewieźć z powrotem do kraju to będzie to wyzwalające. Jak dziś, pamiętam historię opisaną przez kumpelę u siebie na blogu, która będąc w Londynie wybrała się na kolacje z pewnym rugbistą. Facet zabrał ją do hiszpańskiej restauracji, bo zapamiętał, że uczy się ona hiszpańskiego, a więc doszedł do wniosku, że tapas w takim przypadku i czerwone wino to jest to. Przy wejściu rugbista stwierdził, że ma rezerwację dla dwóch osób, z tą różnicą, że informacja ta była podana przez niego płynną hiszpańszczyzną, co jest dowodem na to, że szerokie barki nie zawsze wpływają upośledzająco na mózg. I on prosi, że skoro ona się tego hiszpańskiego uczy to może złoży zamówienie w tym języku. Toteż koleżanka wypaliła do kelnera: – De primero quiero calamares y como plato principal quiero polla. Kelner zrobił się lekko blady i mówi już po angielsku, że mu przykro ale tego to akurat w menu nie ma. Więc ona sfochana powtarza jeszcze raz sentencję kelnerowi, rugbysta zaczyna się turlać po podłodze, kelner śmieje się już otwarcie i bezczelnie. Bo w języku hiszpańskim owszem pollo to kurczak, ale polla to kutas. Więc być może wychodząc przyszłościowo z zagadnienia zamówiła na przystawkę kalmary, a na danie główne kutasa. Jest co wspominać, nieprawdaż? Wyjazd gdzieś daleko pozwala przemyśleć różne rzeczy. Masz tak, że świat cię wkurwia, stres pulsuje w żyłach, czujesz, że tracisz kontrolę nad swoim życiem i przestajesz wiedzieć czego chcesz i kim jesteś? Spakuj torbę. Potrzebujesz krótkiej przerwy. Lubię ten stan, gdy idziesz przed siebie i nie liczy się co masz. Ile masz. Chodzi o to, aby dojść. Coś zjeść. I położyć się spać. Zaczynasz mieć coraz bardziej wyjebane na niektóre rzeczy, dostrzegasz, że nie mają one znaczenia. Wychodzi się z pewnej sytuacji i staje obok. Z pewnego układu, presji ze strony kumpli, kobiety, faceta, rodziny. Patrzysz z dystansem. Nagle problemy są mniejsze. Możesz się zastanowić, czego naprawdę chcesz. Możesz się zastanowić, za czym tęsknisz. I za kim. Tak jak rapował Tede w jednej ze swoich lepszych piosenek, w której pokazywał, że nie jest tylko Panasewiczem rapu. „zawsze gdy siadam gdzieś na końcu świata zawsze gdy siadam gdzieś na końcu świata patrzę w dal wtedy wydaje się tak małe co zostało tam poukładać jeszcze w głowie muszę tyle spraw tylko ja i ja sam na sam.” Podróże nadają nam sens. Pamiętam jak na ukraińskiej ulicy kupiłem od pewnej starej kobiety, która przypominała mi moją babkę, z 10 kilo jabłek, czyli wszystko co miała, płacąc jej 50 euro, bo to był najwyższy nominał jaki znalazłem w portfelu. I później szedłem ulicą gryząc jedno z tych jabłek i czułem się tak dobrze, jak dawno się już nie czułem. Podróże sprawiają, że na nowo odkrywasz to, kim jesteś. Odkrywaj to. Warto. Mając 80 lat chcę mieć świadomość, że żałuję rzeczy które zrobiłem, a nie tych, których nie zrobiłem. A Ty? Chcesz więcej takich opowieści? Kup moją nową książkę Gwiazdor . Albo jak masz mi później jęczeć to lepiej nie kupuj. To tylko dla ogarniętych. To nie ja. To WY. Spośród 20 tys. książek wydanych w ubiegłym roku sięgnęliście właśnie po moją. Dzięki! numer podkładu: 2362 For You OpisJeszcze jeden miły kawałek z repertuaru śląskiej kapelki "For You". Akurat przyda się na pięćdziesięciolecie: Pięćdziesiąt latek masz już na karku, pół setki wiosen los dał w podarku. Równo pięćdziesiąt - tak, jak w zegarku na urodziny od życia masz. Fragment tekstu:PIĘĆDZIESIĄT LATEK - For You Tak mało czasu (tak mało czasu) dla siebie mamy (dla siebie mamy), na potem wszystko ciągle odkładamy. Najlepsze lata (najlepsze lata) przemijają dzień za dniem i nie zdążysz się obejrzeć, a już jest: Pięćdziesiąt latek masz już na karku, pół setki wiosen los dał w podarku. Równo pięćdziesiąt - tak, jak w zegarku na urodziny od życia masz. / w s t a w k a - instrumentalna / Powspominamy (powspominamy) i powzdychamy (i... ąc Pięćdziesiąt latek FOR YOU Ta piosenka jest dostępna tylko z iSing Plus Za mały ekran 🤷🏻‍♂️ Rozszerz okno swojej przeglądarki, aby zaśpiewać lub nagrać piosenkę Dostosuj przed zapisaniem Wczytywanie… Własne ustawienia efektu Głośność Synchronizacja wokalu Gdy wokal jest niezgrany z muzyką! Tekst piosenki: Pięćdziesiąt latek Teskt oryginalny: zobacz tłumaczenie › Tłumaczenie: zobacz tekst oryginalny › 1 Tak mało czasu [ tak mało czasu ]Dla siebie mamy [ dla siebie mamy ]Na potem wszystko ciągle odkładamyNajlepsze lata [ najlepsze lata ]Przemija dzień za dniemI nie zdążysz się obejrzeć a już jestRef 50 – latek masz już na karku50 wiosen los dał w podarkuRówno 50 tak jak w zegarkuNa urodziny od życia masz2 Powspominamy [ powspominamy ]Powzdychamy [ powzdychamy ]Na wszystko jeszcze raz ponarzekamyLecz w sumie przecież [ lecz w sumie przecież ]To przychylny był nam światI od dzisiaj będzie z górki do 100 latRef 50 – latek masz już na karku50 wiosen los dał w podarkuRówno 50 tak jak w zegarkuNa urodziny od życia maszRówno pół na półZłoty środek, złoty wiekZastawiony stół i świeczki w torcieŚwiecą jasno, zdmuchnij je50 - latek masz już na karku50 wiosen los dał w podarkuRówno 50 tak jak w zegarkuNa urodziny od życia masz Brak tłumaczenia! Pobierz PDF Słuchaj na YouTube Teledysk Informacje Read more on Słowa: brak danych Muzyka: brak danych Rok wydania: brak danych Płyta: brak danych Inne piosenki FOR YOU (10) 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 0 komentarzy Brak komentarzy Zacznijmy od tego, jak prezentuje się karta Lewandowskiego w FIFA 22. Możecie zobaczyć ją poniżej. Polak posiada ocenę ogólną wynosząca 92, a to ustanawia go drugim najlepszym piłkarzem w całej grze. Lepszy od niego jest tylko Leo Messi. Nasz rodak ma więc bardzo mocną kartę i wielu graczy bardzo ceni sobie byłego napastnika Bayernu. Karta Lewandowskiego w FIFA 22 Zobacz więcej: Lewandowski może dołączyć do elitarnego grona w FIFA 23! W FIFA 23 ocena Polaka jest trudna do przewidzenia. Mogłaby zostać podniesiona ze względu na transfer do Barcelony, a także to, że Lewandowski ma za sobą świetny sezon, w którym strzelił 50 bramek i zaliczył siedem asyst w trakcie 46 spotkań. Na jego korzyść działa jednak fakt, że nasz rodak ma już na karku prawie 34 lata i jego wartość rynkowa spada. Te czynniki mogą sprawić, że deweloperzy z EA Sports postanowią obniżyć ocenę ogólną Polaka. My jednak pozostaniemy przy tym, że obecny overall wynoszący 92 powinien zostać utrzymany. Czytaj również: Lewandowski stworzy atak marzeń. Oni w FIFA 23 będą wymiatać! Jeśli chodzi o poszczególne statystyki, to ze względu na wiek Lewandowski w FIFA 23 może mieć delikatnie obniżone tempo. Statystyka strzałów powinna pozostać na jednakowym poziomie, gdyż 50 goli w ostatnim sezonie robi wrażenie. Można spodziewać się, że nasz rodak dostanie kilka dodatkowych punktów w podaniach. W końcu siedem asyst w poprzednim sezonie to wynik dość dobry, jak na środkowego napastnika. Oceny dryblingu oraz umiejętności defensywnych najprawdopodobniej utrzymają się bez zmian. Wzrosnąć może za to również fizyczność, ponieważ nowy nabytek Barcelony mimo niemal 34 lat wielokrotnie udowadniał na murawie, że fizycznie i kondycyjnie niczego mu nie brakuje. Oto jak może wyglądać karta Lewandowskiego w FIFA 23. Foto: Przewidywalna karta Lewandowskiego w FIFA 23 W mieszkaniu Alaina Fahrniego są aż dwa pomieszczenia wypełnione kolekcjonerskimi gadżetami zespołu Kiss. Żona Lydia toleruje pasję męża, a syn Mike będzie dziedzicem dorobku ojca Basista Kiss Gene Simmons zastępuje Alainowi ojca. Mężczyzna fascynuje się muzykiem od dziecka. Po latach miał szansę spotkać swojego idola, od którego dostał wyjątkowy prezent Kiss grają najbardziej dzikie koncerty ze wszystkich zespołów z branży rockowej, co potwierdza ich największy fan Więcej podobnych historii znajdziesz na stronie głównej Onetu Człowiek, który jest wielkim fanem danego artysty, może kojarzyć się z samotnym, zakompleksionym introwertykiem. Nic bardziej mylnego. Mieszkający w niewielkim szwajcarskim miasteczku Alain Fahrni, jest w szczęśliwym małżeństwie od 31 lat, prowadzi z pozoru zwyczajne życie i każdego poranka jedzie do pracy. Jednak Alain skrywa tajemnicę. W jego mieszkaniu na parterze kamienicy są całe dwa pokoje poświęcone wyłącznie zespołowi Kiss. Zobacz również: Co kryje się pod maskami? KISS to nie są grzeczni chłopcy Kiss płynie w jego krwi. Dosłownie Mieszkanie, w którym mężczyzna żyje z rodziną, to świątynia ku chwale Kiss. W dwóch pokojach jest multum zdjęć, złotych płyt, sylwetek z PCV itp. Kolekcja Alaina Fahrni jest zjawiskowa, bo liczy aż 13 tys. różnych obiektów, w tym automat do gry w pinball i kolekcjonerski bas Kramera w kształcie siekiery, podpisany i numerowany. Za trzy zamienione słowa, uścisk dłoni i zdjęcie ze swoimi idolami Alain Fahrni nie waha się wydać 1200 franków (ok. 5700 zł). Taka jest cena bycia najwierniejszym fanem. Lydia nie wnosi sprzeciwu, widząc szaleństwa męża. Sama kocha muzykę. "Kiedy się poznaliśmy, nie wiedziałam, że Alain jest fanem Kiss. Początkowo jego kolekcja zajmowała tylko niewielką przestrzeń oddzieloną zasłoną w naszej sypialni. Potem rosła w siłę... "— mówi Lydia. Choć darzy męża bezgraniczną czułością, przyznaje, że czasem musiała walczyć o "uratowanie kawałka ściany", który zarezerwowała na rodzinne zdjęcia. Nie zawsze było łatwo. "Kiedy kolekcja stała się niczym muzeum, pojawili się ludzie. Niektórzy z nich za bardzo wchodzili nam na głowę. To posunęło się za daleko, ale porozmawialiśmy o tym i uspokoiło się. Pandemia okazała się błogosławieństwem, bo uniemożliwiła ciekawskim zbliżanie się" — mówi Lydia. fani "Kiss" przed koncertem Alain chodzi na koncerty i ugania się za zdjęciami ze swoimi idolami, a Lydia uczy się gry na perkusji, pielęgnuje swój ogród i jeździ do siostry do Włoch. Mimo tych rozbieżności dogadują się i są szczęśliwi. Pewnego dnia jego syn Mike przejmie kolekcjonerskie dziedzictwo. Zobacz również: Kiss wkrótce na koncercie w Polsce. "To wielkie przedstawienie i spektakl" Miłość od pierwszego wejrzenia Przygoda Alaina z Kiss zaczęła się w 1977 r., kiedy miał zaledwie 11 lat. Jego matka nieświadomie zaraziła młodego chłopca pasją do muzyki. Pracowała jako sommelier w kawiarni w La Sagne, skąd przynosiła mu używane płyty do szafy grającej. "Pewnego dnia, wróciwszy ze szkoły do domu, włączyłem telewizor. Był program o nowych trendach muzycznych w USA. Kiss pojawił się na krótko. To było 30 sekund, w których czas się dla mnie zatrzymał. Czułem się oszołomiony i niezmiernie zafascynowany. Do tego stopnia, że następnego dnia pobiegłem do sklepu z płytami, aby kupić album »Love Gun«. Tuż po przesłuchaniu zakochałem się w nim w trymiga i ta miłość przetrwała" — mówi Alain. Alain prędko uznał basistę Gene Simmonsa za swojego idola. "Nie znałem swojego ojca, więc jako dzieciak postrzegałem Gene'a Simmonsa za idealnego zastępczego ojca. Przez lata pielęgnowania mojej pasji zauważyłem, że wielu kolekcjonerów, podobnie jak ja, ma jakąś emocjonalną lukę. Gene Simmons ma szaloną aparycję, czym od zawsze mi imponował. Spotkałam go kilka razy i za każdym razem nogi mi się trzęsły. To jedyny facet, który sprawia, że tak się czuję" — mówi Alain Fahrni. Zobacz również: Gene Simmons: demoniczna twarz twórcy KISS Foto: Katerina Sulova / PAP Gene Simmons, 2022 r. "Skontaktował się ze mną i chciał kupić tuzin posiadanych przeze mnie książek, ale odmówiłem. Chciałem mu je wręczyć osobiście, co udało mi się zrobić w Zurychu w 2013 r. Był tak zaskoczony, że nie chciałem pieniędzy, że dał mi wystawny prezent, zapraszając mojego syna i mnie na prywatne spotkanie, zanim wręczył mi cymbał podpisany przez wszystkich czterech członków zespołu!" — opowiadał Alain Fahrni o spotkaniu z idolem. Największe zwierzęta sceniczne w historii muzyki Zaledwie czteroliterowa nazwa Kiss brzmi bardzo niepozornie. Nagrali aż 20 albumów studyjnych. Ostatni ukazał się w 2012 r.. Mają liczne przeboje, ale najpopularniejszy i niezapomniany to "I Was Made For Lovin' You". Sprzedali 150 mln egzemplarzy płyt, a w przyszłym roku będą świętować 50-lecie swojej kariery. Wszystko zaczęło się w 1973 r. w nowojorskim Queens, kiedy glam rock był na topie. To był czas świetności Alice Cooper, Davida Bowie i The New York Dolls. Przez pierwsze 10 lat członkowie Kiss uczynili oryginalne przebrania swoim znakiem rozpoznawczym. W latach 1983-1996 porzucili intensywny makijaż, ale później przywrócili go do swoich stylizacji jako niezastąpiony element. Przez pewien czas stacje radiowe bojkotowały zespół, ale fanów to nie zraziło, bo do dziś wspierają swoich ulubieńców. Zobacz również: Spektakularny koncert KISS w Łodzi! Rock&roll, płomienie, wybuchy i krew na scenie [RELACJA] Kiss to ekscentryczny zespół, który uosabia "rock'n'rollowy cyrk". Jest uważany za jedną z najlepszych kapel grających na żywo w historii, ponieważ członkowie robią wielkie przedstawienie na scenie. Na ich koncertach można zobaczyć efekty pirotechniczne, instalacje 3D czy neonowe lasery. A w samym centrum zainteresowania i tak znajdują się muzycy, którzy są zwierzętami scenicznymi. "Ich koncerty to niezapomniane widowiska, na których jakoś nigdy nie było lasek z poderżniętymi gardłami na scenie. Te pogłoski to tylko sfabrykowane legendy" — upiera się zirytowany Alain Fahrni. Foto: QUIQUE GARCIA / PAP "Kiss" na scenie, 2022 r. Pod względem marketingowym "Kiss" nie ma sobie równych w branży rockowej. Marka, którą członkowie "Kiss" budowali przez tyle lat, została wyceniona w 2006 r. na ponad 1 mld dolarów. Alain Fahrni poznał wszystkich członków zespołu, czasem pobieżnie. Nawiązał przyjaźń z byłym gitarzystą Bruce'em Kulickiem, z którym spotkał się pięć razy w jego domu w La Chaux–de–Fonds. Spotykał się także z obecnym perkusistą Erikiem Singerem. W przyszłym roku Kiss będzie świętować 50 lat kariery i po raz ostatni wystąpi w Nowym Jorku. Alain Fahrni też może tam być. Lydia pewnie zostanie w domu. Wyznała, że 70-latkowie malujący się jak dzieci i skaczący na scenie, są dla niej trochę zabawni. Dobrze, że Alain Fahrni tego nie słyszał... Zobacz również: Zieją ogniem, roztrzaskują gitarę na scenie. Koncerty KISS to prawdziwy performance Dziękujemy, że jesteś z nami. Zapisz się na newsletter Onetu, aby otrzymywać od nas najbardziej wartościowe treści. (tom)

50 latek masz już na karku